Wiesław W. od lat bezkarnie dewastuje Łódź.
Przez swoje upodobania i sposób ich wyrażania zwany jest "haikupsycholem", "bazgrołem", czy "człowiekiem 7 było". Ten człowiek jest na tyle bezczelny, że bez obaw przyznaje się do autorstwa tych bochomazów, na łamach gazet.

Co dalej powinno się zrobić z Wiesławem?
Art. 94. KK § 1. Jeżeli sprawca, w stanie niepoczytalności określonej w art. 31 § 1, popełnił czyn zabroniony o znacznej społecznej szkodliwości i zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, że popełni taki czyn ponownie, sąd orzeka umieszczenie sprawcy w odpowiednim zakładzie psychiatrycznym.§ 2. Czasu pobytu w zakładzie nie określa się z góry; sąd orzeka zwolnienie sprawcy, jeżeli jego dalsze pozostawanie w zakładzie nie jest konieczne.

środa, 19 września 2007

Haiku zalewa łódzkie mury

Mężczyzna maluje rasistowskie wiersze na murach. Kim jest, wiedzą od dawna internauci. Tylko policja i prokuratura nie potrafią z tym nic zrobić

Z forumowiczami "Gazety" spotykam się w centrum Łodzi. Dwóch fotografów i specjalista od PR. Zadzwonili, bo chcą pokazać efekt kilkudniowego śledztwa. Jedziemy ul. Pabianicką na południe Łodzi. - Proszę spojrzeć. Po prawej widzimy "żyda". Zaraz obok - "murzyn". Za chwilę po lewej na ogrodzeniu będzie trzy razy pacierz i jeden "bóg-diabeł" - wymienia z pamięci Hubert, na co dzień PRowiec.

"Nie głosuj, grzech, to żydy są" - odczytuje z muru. Po chwili kolejne wierszyki. Obrażani są w nich politycy, papież i religia. Podobne teksty pojawiają się w innych dzielnicach Łodzi. Na przedszkolach, urzędach, przystankach, domach, blokach. Łącznie na kilkuset elewacjach. Wszystkie wiersze w stylu haiku (to odmiana japońskiej poezji składająca się z trzech wersów, tradycyjne mają po siedemnaście sylab - przy. red.).

- Ale czasami Haikupsychol nie trzyma się japońskich zasad - mówi Marcin, fotograf.

- Haikupsychol? - pytam. - Tak go nazywamy. Bo pisze po murach najczęściej w formie haiku. Jego wierszy nikt nie rozumie, stąd psychol.

- Wierszy Norwida też kiedyś nie rozumiano? - mówię. - Tylko że Norwid nie szkodził całemu społeczeństwu.

Dojeżdżamy do celu, bo na murach coraz więcej "żydów" i "murzynów". Osiedle domków jednorodzinnych. Tu już nie ma wolnego muru od haiku. Czarny spray co kilka metrów. Skręcamy w jedną z podrzędnych uliczek osiedlowych. I tylko niewielki dom pod "czwórką" cały w haiku. W ogromnym oknie kartka: "Żydy w hotelu - kategoria zero".

- Haikupsychol wita - mówi cicho Marcin.

Człowiek, którego nie ma
Kasia: - Kiedyś czytałam te jego wierszyki, żeby zrozumieć. Teraz przestałam. Ich autor to musi być chory człowiek. Wszyscy wiedzą gdzie on mieszka. I co z tego, jak nikt go nie widział. Nawet nie wiem, jak wygląda, choć mieszkam trzy domy od niego. Ten facet to widmo!

Sąsiad z rogu próbował kiedyś dowiedzieć się, kim jest mężczyzna, który niszczy osiedlowe mury. - Ślęczał przed oknem pół nocy i usnął - mówi pani Teresa spod "szóstki". Następnego dnia naprzeciwko jego domu pojawił się nowy wiersz haiku. O bogu-diable.

Pani Teresa razem z mamą Elżbietą od kilkudziesięciu lat mieszkają w domu obok. Są nielicznymi, którzy widują poetę-wandala. - Pojawił się trzy lata temu i od razu zaczął malować. Najpierw w okolicy, później jeździł do centrum. Widziano go tylko raz w trakcie nocnej akcji. Ponad pięćdziesięcioletni mężczyzna, przepasany torbą, w której trzyma spraye - podaje rysopis pani Teresa.

Idziemy zobaczyć, czy jest w domu. Cisza. W środku nie ma światła. Dzwonek przy furtce nie działa. Na podwórzu mnóstwo porozbijanych okien, skrzynki i czerwony ford. Za nim przyczepka. Podobnie jak dom - cała w haiku. Z boku "papież", z przodu - dwa "żydy". Między drzewami na podwórku sznurek, na którym schnie koszula flanelowa. Na podwórzu dwa psy.

- Nie wiadomo, co mu strzeli do głowy. Ktoś kiedyś się odezwał, a ten wyciągnął gaz. Nie przepada za ludźmi. A jak tylko ktoś mu zwróci uwagę, to ich wyzywa. "Ty żydówko i kurwo" - krzyczał na mnie - opowiada jedna z mieszkanek.

Nie można go tknąć
Dom wandala to jedyny pomalowany na tej ulicy. - On nie jest głupi. Wie, że gdyby pomalował coś u nas, to by było po nim - mówi jedna z sąsiadek.

- Kiedyś ludzie co chwilę zamalowywali jego wiersze. Teraz wiedzą, że nie ma sensu. I tak zaraz poprawi - opowiada pan Krzysztof.

Pobliska ulica prowadzi na miejskie lotnisko. Codziennie przynajmniej raz dziennie przejeżdża po niej radiowóz policyjny. - Pseudopoeta musiałby stanąć na drodze ze sprayem w ręku, żeby go zauważyli - mówi pan Krzysztof.

Mieszkańcy zasypują administrację i policję pismami. - I nic. Tłumaczenie jest zawsze jedno: płaci czynsz i ma żółte papiery, więc nie można go tknąć - wyjaśnia jedna z lokatorek. Wysłali też petycję do magistratu. Bez skutku.

Ewa Antoniak, kierowniczka administracji osiedlowych domów: - W 2005 roku złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury w sprawie tego pana. Zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Rok 2006 i kolejne umorzenie. Tym razem, bo sprawca się ukrywał. W lutym 2007 roku zawiadomiona zostaje policja. Wszczęto dochodzenie i od tego czasu cisza.

- Potrwa to tak długo, jak będziemy mieli pewność, czy to ten właśnie człowiek jest autorem malowideł - mówi podinspektor Mirosław Micor, rzecznik prasowy komendanta miejskiego.

Ale dlaczego trwa to tak długo? - Sprawca pisze po murach w nocy, więc patrole go nie złapały na gorącym uczynku. Mamy jednak pewne ustalenia. Rozliczymy go, kiedy do niego dotrzemy - informuje Micor.

Kilka tygodni temu do pani Teresy przyjechali funkcjonariusze służb miejskich. Kazali jej sprzątnąć piach leżący na trawniku przed jej domem. Bo zalegał w pasie drogowym. Do domu poety - wandala nie zajrzeli.

Internauci mówią: dość
Forumowicze "Gazety" nie chcieli czekać, aż policja i straż miejska wezmą się do roboty. Zaczęli własne dochodzenie. Obserwowali, w jakich miejscach pojawia się rasistowskie haiku, jakich używa farb, zbadali charakter pisma, dotarli na jego osiedle, do jego domu. Zrobili setki zdjęć i nakręcili film, który opublikowali w internecie na portalu YouTube "Haikupsychol niszczy Łódź". W ciągu tygodnia dni film obejrzało prawie ośmiuset internautów.

- Po co to zrobiliście? - pytam.

- Żeby pokazać policji i straży miejskiej, jak w ciągu paru dni zwykli obywatele mogli dowiedzieć się więcej niż funkcjonariusze przez kilka lat - wyjaśnia Hubert. - Ale więcej już nic zrobić nie możemy.

Dla dra Leszka Putyńskiego, psychologa z Uniwersytetu Łódzkiego, cała sytuacja jest dość absurdalna. - Przecież sprawa formalnie jest prosta. Jeśli osoba chora łamie prawo, przymusowo trafia na leczenie do zakładu zamkniętego. Takie rzeczy reguluje ustawa o ochronie zdrowia psychicznego. A jeżeli chora nie jest, sądzi się ją jak każdego innego przestępcę. O co więc chodzi? Jak widać w naszym kraju wszystko jest możliwe.

Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź

Brak komentarzy: