Wiesław W., zwany Bazgrołem, choć był już zatrzymany przez policję za mazanie sprayem po ścianach łódzkich kamienic, wciąż wypisuje swoje absurdalne hasła w całym mieście.
Mimo sądowego nakazu nie stawił się na badania psychiatryczne, a policja twierdzi, że nie może go na nie doprowadzić, bo mężczyzna rzekomo zniknął. Nam bez problemu udało się go wczoraj namierzyć. Był po prostu w domu, a mieszka przy ul. Polarnej. I jest tam bardzo często.
Zdaniem sąsiadów, Wiesław W. zachowuje się ostatnio jak duch. Nie włącza światła, w dzień bardzo rzadko wychodzi z domu, a jeśli już, to przemyka się chyłkiem i bezszelestnie. Ogrodzenie swojej posesji obwiązał drutem kolczastym. Na ścianie domu zainstalował lusterko, by bez podchodzenia do okna widzieć, kto jest przy jego furtce.
Wczoraj naszemu reporterowi wystarczyło kilkadziesiąt minut obserwacji domu "Bazgroła", by przekonać się, że mężczyzna nie "wyparował", a po prostu ukrywa się przed policją.
Przed godziną 11 przyszedł do niego kolega. Przyniósł mu chleb. Nie został jednak od razu wpuszczony na podwórko. Blisko 20 minut krzyczał przy płocie: "Wiesiu, to ja, jestem sam. Mam chleb dla ciebie. Wpuść mnie". I tak w kółko. W końcu gospodarz wyszedł z ukrycia i kolega wszedł za oplecioną drutem kolczastym bramę.
- Pana Wiesława bardzo rzadko ostatnio widujemy, wychodzi raczej w nocy lub bardzo wcześnie rano - mówią sąsiedzi. - Boi się pewnie, że go zagarną na te badania. Ale przecież cały czas maże po ścianach, wciąż pojawiają się nowe napisy. Ktoś wreszcie musi pomóc temu człowiekowi, bo wykończy siebie i innych. Trzeba go leczyć. Niech policjanci nie robią sobie żartów, tylko wejdą na posesję i zabiorą go na badania.